Dlaczego wiecznie nie masz się w co ubrać i o pchlim targu słów kilka

10:21

Standardowo, jak każda kobieta lubię sobie kupić coś ładnego. Chyba każda z nas tak ma, że niewątpliwie humor poprawia jakiś nowy fatałaszek. Kupujemy, gromadzimy, kupujemy... szafa pęka w szwach, a i tak wiecznie nie mamy się w co ubrać. Zawsze, jak gdzieś wychodzę, zaglądam do szafy, mam tyle ładnych ciuchów i co? W tym nie pójdę, bo już byłam, to ładne, ale nie do końca dobrze się w tym czuję, a to? Czym się kierowałam, jak kupowałam? Nie pamiętam...
 
Sezon wyprzedażowy to istny wyścig konsumentów, bo przecież jesteśmy społeczeństwem konsumpcyjnym. Pamiętam, jak po świętach Bożego Narodzenia, w pierwszym dniu wyprzedaży, specjalnie pojechałam do Felicity w Lublinie, a głównym celem była Zara. Wspólnie z mamą byłyśmy pierwszymi klientkami. Łapałam wszystko, co mi wpadło w oko, przymierzałam, dopóki nie było kolejki i obkupiłam się tam głównie w kostiumy do pracy. Będąc z mamą, mogłam wziąć do przymierzalni nie 6, a 12 rzeczy, szał! Byłam bardzo podekscytowana. O, ile to ja rzeczy wtedy kupiłam!
 
Blogerki, gazety, sklepy internetowe, reklamy w telewizji kuszą nowymi trendami, MUST HAVE-ami sezonu, SALE-ami i tak marketing napędza machinę sprzedaży...więc każda z nas biegnie w te pędy do galerii handlowej, widzi o połowę niższą cenę i włącza się tok myślenia - jak za pół ceny to BIORĘ! Nawet jakbym miała się w to ubrać raz. A potem przychodzisz do domu i zastanawiasz się: hm.. w sumie to chyba nie będę w tym chodzić. Z lenistwa nie chce się zwrócić do sklepu i tak leży w szafie...Tym sposobem bardzo często stajemy się właścicielkami bardzo ładnych ciuchów, ale może nie do końca czujemy się w nich dobrze, może nie potrafimy łączyć ich w jedną ciekawą stylizację? Najzwyczajniej w świecie zapominamy o nich? Schudłam i wisi mi na tyłku, przytyłam, ale może schudnę i się zmieszczę w te szorty w kolejnym sezonie i tak można wymieniać i gdybać.... A szafa rośnie....
 
Staram się odświeżać swoją garderobę co pół roku. Nie chodzi tu o podział ubrań na letnie i zimowe. Jeżeli w szafie, w sezonie znajduję rzeczy, w których w ogóle nie chodzę, najczęściej je oddaję. Robiąc ostatni bilans, doszłam do wniosku, że tak naprawdę lubię jedne podarte jeansy, a mam ich niezliczoną ilość. Spodnie we wszystkich kolorach tęczy, a w tym sezonie po razie włożyłam pomarańczowe i niebieskie.

Zgodnie z zasadą Pareto, można zinterpretować, że  20% ubrań nosimy przez 80% czasu. (Wujek Google podpowie, jeżeli chcesz wiedzieć więcej nt. zas. Pareto)  I to się sprawdza...Większość z nas ma swoje ulubione ciuchy, które mogłaby nosić bardzo często, no ale nie wypada chodzić w tym samym, w tym mnie już widzieli, itd...
 
W tegorocznym bilansie policzyłam sukienki. To też jest ciekawe zjawisko. Muszę kupić sukienkę na wesele! Wydaję sporo kasy, zakładam raz i już na kolejne w niej nie pójdę, bo znowu w tej samej? Wstyd i obciach! Policzyłam i okazało się, że mam kilkanaście tu w Warszawie, a jeszcze kilka się znajdzie w domu na wsi. W każdą się mieszczę i co? I tak naprawdę lubię tylko jedną klasyczną, elegancką czarną, którą mogłabym zakładać na każdą imprezę i tylko zmieniać dodatki.
 
Postanowiłam coś z tym zrobić, bo szkoda te rzeczy oddawać. Na Allegro nie mam czasu, żeby je wystawiać i jeszcze dzielić się zyskiem od sprzedaży z portalem. Pocztą pantoflową usłyszałam od koleżanki o "pchlim targu" i bardzo mnie to zaintrygowało. Znajome za pierwszym razem utargowały tam ponad 1000zł! Postanowiłam spróbować sprzedać swoje ciuchy, przecież i tak w nich nie chodzę, a może komuś się spodoba? Bez mrugnięcia okiem spakowałam to, w czym nie chodzę i umówiłyśmy się, że pojedziemy na Pragę, ul. Namysłowska.
 
Niestety, trzeba wstać bardzoooo rano, ja nie mam z tym problemu, bo zwykle wstaję "razem z kurami" (przecież ze wsi jestem ;)). Umówiłyśmy się o 6:15 i pojechałyśmy rozstawić swój straganik. W głowie klarował mi się następujący obraz bazaru: stare handlary i "faszyn from Raszyn". Pomyślałam sobie - może to obciach? Bardzo się zdziwiłam. Było tam mnóstwo młodych dziewczyn, które sprzedawały swoje rzeczy i w dużej mierze nie były to ubrania zniszczone i znoszone, można tam upolować naprawdę niezłe perełki! My miałyśmy sporo ciuchów z metkami, więc te sprzedawałyśmy drożej, miałyśmy też kupkę "wszystko po 5zł". Warto się targować, przydają się też umiejętności sprzedaży, negocjacji i "chwyty" marketingowe:) "Towar" lepiej wygląda na wieszaku i łatwiej się ogląda, ładniejsze rzeczy powinny się znajdować w zasięgu wzroku, ważne, by "przykuwały" uwagę przechodniów.

Już na początku "upolowałam" sobie futerkową kamizelkę, ale postanowiłam, że kupię dopiero, jak coś sprzedam i plan się powiódł. Przechadzając się po targu, znalazłam też część z warzywami, owocami, starociami i antykami. Przez moment poczułam się jak za dawnych lat na targowisku w mojej malowniczej miejscowości, w szczególności za sprawą grającego w tle disco polo (tak, czasem lubię posłuchać i się tego nie wstydzę, kto mnie zna osobiście, doskonale o tym wie:))

Mimo zmęczenia dzień uważam za pozytywny i uff... bilans wyszedł dodatni, czyli nie wpadłam w zakupowy szał :) Między innymi sprzedałam najładniejszą weselną sukienkę, a Pani, która ją ode mnie kupiła, powiedziała: "taka ładna, w dobrej cenie, a przecież i tak założę ją tylko raz... na wesele". Polecam, jeżeli Wam coś zalega w szafach, a zalega na pewno! Ja niebawem tam wracam! Poniżej kilka zdjęć z rozstawiania dzisiejszych straganów :)


 



 

 
 
 
A oto kamizelka, którą upolowałam. Jesienią do korpo na casual friday będzie idealne!
 
 

Najnowsze posty

2 komentarze

  1. Mam takie samo podejście jak Ty, własnie szykuję "siaty" ubrań i za 2 tyg śmigam na Namysłowską. A kamizelka jest super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, warto spróbować :) Życzę pogody, dużej ilości transakcji i powodzenia w polowaniu na "perełki" :)

      Usuń

2015 korpopogodzinach. Wszystkie prawa zastrzeżone. Obsługiwane przez usługę Blogger.