Rozmowa rekrutacyjna - w którym momencie opadnie Ci szczęka, a kiedy rozboli głowa?
12:26
Rekrutacja z punktu widzenia kandydata to istny Runmageddon. Zanim dobiegniesz do mety, czeka cię kilka etapów, assesmenty, dziwne pytania i zadania, które z pewnością Cię zaskoczą. Ten wyścig zmotywowanych, pełnych zapału do pracy, chcących się rozwijać, doświadczonych, idealnych kandydatów na dane stanowisko można określić mianem igrzysk śmierci. Tysiące rekrutów, a na koniec zostaje tylko ten jeden, najsilniejszy i najsprytniejszy, który wykosi konkurencję.
To nie lada wyzwanie, już od samego początku... A więc od czego zacząć, by wziąć udział w rozgrywce? Schemat działania wydaje się mało skomplikowany. Loguję się na portale z ofertami pracy, wybieram spośród setek/tysięcy ogłoszeń te, które mnie interesują. Myślę "hm... odpowiadam profilem", a następnie klikam w „aplikuj”. Z punktu widzenia kandydata jest jeszcze jedna wk***ca przeszkoda. Te nieszczęsne pytania na kolejnym ekranie. Zastanów się, zanim podasz, ile chcesz zarabiać, bo m.in. na tej podstawie pracodawca będzie robił research wśród aplikacji, które spłynęły. Teraz nie pozostaje nic innego, jak czekać, aż telefon się rozdzwoni i... tu pojawiają się schody.
Dostać zaproszenie na rozmowę rekrutacyjną, to poniekąd jak wygrać w lotka- trzeba trochę szczęścia.
Bo nie chodzi tylko o doświadczenie i skillsy, którymi się chwalisz w CV. Coś na ten temat wiem, bo sama miałam przyjemność bycia po drugiej stronie barykady (wcielając się w rolę rekrutera). Z tych setek, a nawet tysięcy CV, które spływają po zamieszczeniu takiego ogłoszenia, trudno wybrać, nie ma szans zapoznać się z każdą aplikacją. Stąd w wielu firmach selekcję wstępną przeprowadza się właśnie na podstawie pytań dodatkowych, które tak bardzo irytują, bo musisz poświęcić więcej niż 5 minut na wysłanie CV. Wstępna selekcja odbywa się właśnie po wspomnianych wcześniej pytaniach... Bo ile tego można przejrzeć dziennie? Może się okazać, że nawet jeżeli masz bardzo dobrze skonstruowane CV i przyłożyłaś/eś się do napisania listu motywacyjnego - pójdzie w niebyt. Dlatego warto budować sobie bazę kontaktów Golden Line i LinkedIn;), a jednocześnie liczyć na trochę szczęścia w klikaniu "aplikuj". Programy są na tyle inteligentne, że po tygodniu wysyłania CV nawet dostaniesz podsumowanie, ile z wysłanych aplikacji zostało otwartych.
Gdy już CV wpadnie w oko potencjalnemu pracodawcy i dostaniesz zaproszenie na rozmowę, co dalej?
Pierwsze wrażenie jest bardzo ważne, ale sprawa jest oczywista - trzeba się dobrze "sprzedać". Swoje wady przedstawić jako zalety i gimnastykować umysł, w taki sposób, by nie palnąć jakiejś głupoty, której potencjalny pracodawca nie chciałby usłyszeć. "Sprzedać się" trzeba w miarę rozsądnie. Wyobraźnia może spłatać niezłego figla i wykreować osobę, którą nie jesteś. A co, jak dostaniesz tę posadę i okaże się, że "nie pasujesz do rodziny", bo na rozmowie przedstawiłeś swoje sztuczne "ja"? Dla porównania - z szukaniem dobrej pracy jest jak z szukaniem odpowiedniego faceta. Między kandydatem i pracodawcą też musi być chemia i tzw. "flow".
To co z tą szczęką i bólem głowy? Cztery rekrutacje, które utkwiły mi w pamięci.
Pierwsza dotyczyła stanowiska asystenckiego. Odbyła się w sekretariacie, gdzie co chwilę ktoś przeszkadzał i non stop dzwonił telefon. Jeszcze nie zdążyłam powiedzieć "kilku słów o sobie", a z marszu zostałam zaatakowana pytaniem: "Jak pani sobie radzi ze stresem"? Poprosiłam o rozwinięcie pytania. Pani lojalnie mnie uprzedziła, że szef jest bardzo wymagający. Trzy asystentki, praca na zmiany… "Bo wie pani, szef czasem wyładowuje na nas stres, nie trzeba brać tego personalnie do siebie". Pomyślałam: ok. przecież w pracy tak się zdarza, że czasem ktoś na kogoś wybuchnie, szef -człowiek zapracowany, może mieć gorszy dzień. A obowiązki? Nie pokrywały się z tymi z ogłoszenia. Jednak zaskakujący był szczególnie jeden - obowiązek podawania posiłków i wody w wyznaczonych godzinach - to rozwaliło mnie na łopatki. Padło też chyba stwierdzenie: "uczestniczenie w życiu szefa", ale wolę nie wiedzieć, jakby to miało wyglądać... Tym sposobem stanowisko o pięknie i profesjonalnie brzmiącej nazwie okazało się rolą "przynieś, podaj, pozamiataj".
Kolejny interview musiałam przebrnąć po angielsku. Przy zadaniach, jakie tam dostałam, moje obawy związane z barierą językową zeszły na drugi plan. Rozmowa - standard. Końcowy etap był dla mnie bardzo zaskakujący. Do rozwiązania dostałam zagadki logiczne na czas. Następnie zostałam zaproszona na etap drugi i trzeci - i też zagadki.... Po 45 minutowej sesji od takiego wysiłku umysłowego głowa bolała mnie jak po butelce wina w niedzielny poranek. Ostatecznie okazało się, że mam za wysokie kwalifikacje. W związku z moimi ambicjami szybko się znudzę w tej pracy, a tam nie ma póki co żadnej ścieżki kariery. Tak też przeczuwałam, więc nawet gdyby odpowiedź była pozytywna, to nie przyjęłabym oferty. Od tej pory częściej rozwiązuję zagadki logiczne, są ciekawe:)
Wspomnę też o rekrutacji na stanowisko salesman'a, w jakiej miałam przyjemność uczestniczyć. Po „wstępnych oględzinach” czekała mnie rozmowa z managerem wyższej rangi. Po tych wszystkich spotkaniach naprawdę można wpaść w rutynę, ale musiał być jakiś dreszczyk emocji. Padło pytanie, którego się obawiałam: "Co Panią motywuje do pracy na tym stanowisku? Póki co nie widzę jeszcze tej motywacji, więc jakby Pani mogła doprecyzować…". Myślałam: "Chcesz usłyszeć, że kasa, a dla mnie nie to jest najważniejsze". Tę myśl ubrałam w bardziej eleganckie słowa i delikatnie zirytowana zaczęłam: "Gdybyśmy się spotkali pół roku temu, powiedziałabym, że pieniądze, ale...". Tym samym dałam do zrozumienia, że jeśli mnie zaadoptują, nie będę pasować do rodziny.
Ostatni epizod, może mniej ciekawy, ale polecam spróbować - w jednej z czołowych firm pośrednictwa pracy. Mimo iż rozważałam dwie oferty i ostatecznie już zdecydowałam, co dalej, z chęcią poszłam na tę rozmowę. Wychodząc z mieszkania, zażartowałam do współlokatorki, że czerwona pomadka z Mac'a dodaje mi tyle pewności siebie, że to oni będą mnie błagać o uczestniczenie w rekrutacjach z ich ramienia ;) To spotkanie podobało mi się najbardziej. Miła rozmowa, konkretne pytania i moje odpowiedzi bez owijania w bawełnę. Ostatecznie powiedziałam sympatycznemu panu w granatowym garniturze, że na tę chwilę nie będę podejmować dalszych działań w zakresie poszukiwania pracy. W związku z tym podziękowałam za poświęcony czas. Na koniec w ramach feedbacku dowiedziałam się, że mam bardzo dobrze skonstruowane CV i dobrze wypadam na rozmowie:)
Skontaktujemy się z Panią...
Ostatnia rzecz, na którą zwrócę uwagę, to milczenie. Gdy czekasz na informację, czy się dostaniesz, czy pracodawca jest na tak czy nie. Telefon milczy, nie ma żadnej informacji mailowej. To jedynie świadczy o braku kultury rekrutacji w danej firmie. Jak już wspomniałam wcześniej, musi być "chemia". A jeśli tej chemii nie ma, to co robi niezainteresowany kobietą mężczyzna? No właśnie...
0 komentarze