Czasem trzeba zrobić krok wstecz, żeby dać dwa kroki do przodu

07:23

Już niedługo, bo za dwa miesiące, większość z nas będzie układać w głowach postanowienia noworoczne na 2016. Pewnie znowu postanowisz częściej chodzić na siłownię, schudnąć kilka kilogramów, wziąć urlop i pojechać na wakacje, zmienić pracę, znaleźć faceta, itd... Czy wraz z nowymi postanowieniami zrobisz bilans zysków i start za  2015 rok? Jeżeli na powyższe pytanie odpowiadasz: "nie", poniżej znajdziesz kilka faktów z mojego życia, które pokazują, że warto rozważyć plusy i minusy decyzji, jakie podejmujemy w ciągu roku. Czasem wnioski mogą nas zaskoczyć.

Mój bilans za 2015 rok rozpoczęłam już na przełomie września i października. Pierwsze, co przychodzi mi na myśl:

  Miało być tak pięknie, a wyszła jedna wielka kupa g**a...

Tak, z ogromnym trudem przychodzi mi przyznawanie się do porażek, ale poniekąd w takiej kategorii należy rozpatrywać tegoroczne wydarzenia... Przynajmniej tak do niedawna myślałam. Wielkie szanse, wielkie nadzieje i po kilku miesiącach czekała mnie kolejna zmiana pracy, a tym samym ogromne rozczarowanie siebie i wszystkich dookoła. Wrócę więc do początków.
 
W styczniu rozpoczęłam coś na kształt programu stażowego. Pełna nadziei, ale jednocześnie obaw o to, jak będzie, zaczęłam nowy rozdział w swoim życiu. Mój strach przed nieznanym zauważono już pierwszego dnia szkolenia. Specjalista od grafologii określił mój podpis jako niewykształcony, co oznacza, że nie jestem pewna czegoś, czego się podejmuję, jakichś zmian w swoim życiu. Wydało mi się to zabawne, a może tymi słowami rzucił na mnie jakiś urok? ;)  Po około 3 miesiącach dowiedziałam się, że program stażowy, który miał trwać rok, jest w trakcie likwidacji. Nie zdziwiło mnie to. Znając specyfikę dużych organizacji, wiedziałam, że decyzje idą z góry i z tym nie należy dyskutować. Pomyślałam: "Trudno, trzeba iść dalej" i tak z dwóch propozycji, jakie dostałam w ramach "rekompensaty", kreując wizję karierowiczki w swojej głowie, wybrałam tę, którą nazwałam "na głęboką wodę, słabo pływam, uwaga tonę". To zdecydowanie punkt, nad którym muszę popracować w kolejnym roku - przerost ambicji nad treścią.

I tak przez kilka miesięcy zmagałam się z pracą, która kompletnie nie sprawiała mi satysfakcji, ale nieudolnie każdego dnia podejmowałam dalsze próby. Po co - nie wiem, bo w głowie i tak powoli się poddawałam. Może moja cholerna wizja karierowicza, jaką kreowałam i bojaźń przed przyznaniem do porażki nie pozwoliły mi na podjęcie zdecydowanych kroków? Po kolejnych miesiącach dowiedziałam się, że na obecnym stanowisku moja umowa nie zostanie mi przedłużona. O dziwo, poczułam ulgę. Kiedyś oznaczałoby to dla mnie kompletną porażkę, bo praca była najważniejsza. Dziś tak tego nie postrzegam.  To, czego najbardziej się obawiamy, to reakcji otoczenia- rodziny, znajomych i satysfakcji innych: "Jeeest! w końcu coś jej się nie udało i dobrze jej tak!". Niestety, wokół nas jest mnóstwo ludzi, którzy tylko czekają na jakiekolwiek potknięcie z naszej strony. Bardziej cieszymy się z cudzych nieszczęść niż sukcesów - taka polska mentalność? Dziś wiem, że osoby, którym na mnie zależy, zawsze będą mnie wspierać. Co myśli reszta? To już nie mój biznes.
 
 
Każdy kij ma dwa końce
 

I pewnie tak bym tkwiła w moim myślowym mordorze, gdyby nie koniec umowy... Czy w roku 2015 jestem przegraną? Nie, bo po tegorocznych doświadczeniach odpowiedziałam sobie na pytanie, w jakim kierunku chcę zmierzać. Postanowiłam skupić się na tym, co wychodzi mi dobrze i co mogę szlifować, na moich mocnych stronach.
 
Co mi się udało w tym roku?
 
  • Wyjazdy- chciałam wyjechać na ferie i wakacje. Plan zrealizowany.
  • Impreza urodzinowa - nie robiłam urodzin, od kiedy skończyłam 18 lat.
  • Zaczęłam chodzić na zajęcia cross cage i total cross, poznałam  świetnych ludzi o podobnych zainteresowaniach. Nawet należę do grupy, gdzie fitnesski konwersują nie tylko o treningach:)
  • Spontaniczny wyjazd na Mazury, gdzie znajomi zmotywowali mnie do realizacji pomysłu, który długo miałam w głowie, ale nie miałam odwagi podjąć wyzwania- chodzi o prowadzenie bloga. Gdyby nie to, korpo po godzinach istniałoby do dziś tylko na Instagramie. Mój plan na kolejne miesiące to nowe pomysły i więcej postów.
  • Wpadłam na pomysł małego biznesu, który jest w trakcie realizacji, ale tego póki co nie zdradzam, żeby nie zapeszać. 
  • Nie wiedziałam, że ciecierzycę i soczewicę mogę wykorzystać w kuchni na tak wiele ciekawych sposobów :)
  • Przez bloga zostałam zaproszona na casting do programu Ugotowani w TVN. Po przejściu wszystkich etapów castingu na razie nie dostałam odpowiedzi, ale w moim mieszkaniu była ekipa TVN! Czy dalej czekam na telefon? Nie spinam się, bo ogromną radość sprawił mi sam fakt, że w ogóle ktoś trafił na moją stronę, a nie zgłaszałam swojej kandydatury.
  • Nauczyłam się pokory i zdałam sobie sprawę, że dobrze odnajduję się w pracy koncepcyjnej i dynamicznej, że robienie tabelek w Excelu i wyciąganie wniosków (o dziwo, lubię)  też dobrze mi wychodzi, więc warto skupić się na tych obszarach, w których jestem dobra.
  • Przez te kilka miesięcy zdobyłam nowe, cenne doświadczenia, jakich nie miałam do tej pory. Gdybym pracowała cały czas w tym samym miejscu, nie zrealizowałabym żadnego z powyższych punktów.
  • Po trzydniowym bezrobociu - korpo znów jest w korpo! (o szukaniu pracy - w następnym poście). Zdałam sobie sprawę, że bycie typem karierowicza za wszelką cenę  to nie dla mnie, więc szukam balansu między życiem zawodowym i prywatnym.
  •  A co z miłością? Hm... może w przyszłym roku, na ten wyczerpałam już limit porażek ;)
 Cie-szmy-się- z- małych-rze-czy-bo-.......
 

Najnowsze posty

0 komentarze

2015 korpopogodzinach. Wszystkie prawa zastrzeżone. Obsługiwane przez usługę Blogger.