U progu dorosłości - historia destrukcji związku
04:11
W swoim życiu była w jednym poważnym związku.
Wracając pamięcią do tamtych czasów widzi szaloną nastolatkę, lekko
przy kości w blond platynowych włosach (do dziś wstydzi się tej
fryzury, jak patrzy na dawne zdjęcia mimo to kątem ust się uśmiecha). Beztroskie
życie po pierwszym roku studiów zakłócił jej pewien młodzieniec i
całkowicie zwariowała na jego punkcie. Nie szukała, to był czysty
przypadek.
Pamięta wieczorne spacery nad jeziorem, gwieździste niebo, ciepłe letnie
noce i to szybsze bicie serca, jakiego nie doświadczyła nigdy wcześniej...Niby
takie banalne, ale o tym skrycie marzyła. Po wakacjach szalona miłość
zaczęła ewoluować i przekształcać się w poważną znajomość. Szybko zaczęli się
bawić w dorosłe życie- najpierw ona znalazła pracę, potem on, oboje
studiowali. Ona dziennie, więc pracowała na pół etatu, on zaocznie. Nie mieli
oszczędności na koncie, nie ubierali się w drogich sieciówkach, nie posiadali
samochodu, ale potrafili się sobą cieszyć. Radość sprawiały im
drobne rzeczy.
Po udanym roku on dostał pracę w Warszawie-ona została w mniejszym
mieście by kontynuować studia i pracę. Było ciężko, za każdym razem, gdy weekend dobiegał końca serce jej pękało,
wiedziała że będzie tęsknić. Rozłąkę i weekendowy związek przetrwali
dzielnie. Gdy minął ten trudny rok, on podekscytowany
szukał przytulnej kawalerki do wynajęcia, gdzie będą mogli wspólnie
zamieszkać. Jej koleżanki zazdrościły, podobno był w nią wpatrzony
jak w obrazek. Dziewczynka jeszcze przed obroną licencjatu dostała
swoją pierwszą pracę w stolicy – jak na Warszawę słabo płatną, nie
wybrzydzała i tak lepsze pieniądze niż w poprzedniej. Wreszcie wielkomiejskie
życie i gniazdko w którym razem będą toczyć wspaniałe życie, z
czasem na pewno dorobią się własnego. W końcu puzzle zaczęły się układać.
Ona szybko została doceniona, awansowała i korpo ją wchłonęło. Była tym „młodym
wilkiem”, którego na początku motywuje dobre słowo od szefa. Zaangażowała się
bardziej w pracę niż w związek. On w tym czasie stanął w miejscu, ona trochę
obrosła w piórka. Być może on czuł się niedoceniany, ona koncentrując się na pracy, ciągle narzekała by w
końcu zrobił jakiś krok do przodu - zaczęło jej to przeszkadzać. Już jej nie
imponował i nie zaskakiwał. Nie
oczekiwała drogich prezentów, ale drobnych gestów które dałyby jej do
zrozumienia, że jest dla niego ważna. Niestety nigdy o tym nie mówiła- takie
typowe dla kobiety, która wierzy że przecież mężczyzna jest wyposażony w skaner jej myśli. (O co Ci chodzi kochanie?
Mówisz: nie o nic… myślisz: domyśl się baranie co zrobiłeś źle).
Mijały miesiące i
ekscytacja bardzo powoli opadała. W ich związku zadomowiła się rutyna i
stagnacja. W Warszawie nie mieli wspólnych znajomych, pomimo że pracowali
w jednej firmie, ich życie towarzyskie to była jedna wielka ruina. Zdarzało
się, że w tygodniu on wyskoczył gdzieś z kumplami, ona nie wychodziła z koleżankami bo ich nie miała. Nie integrowała się z ludźmi z pracy, zawsze czekała w domu.
Być może chciała się nim nacieszyć na zapas po tym roku rozłąki który mieli.
Od
poniedziałku do piątku praca. Czasem jakieś wspólne wyjście na siłownię,
nie lubiła z nim ćwiczyć. W sobotę rano szybkie zakupy w Lidlu,
sprzątanie i po południu gdy zrobiła obiad on grał na Play Station ona
nadrabiała seriale w sieci. Gdy o 23 w niedzielę serial
"Kości" dobiegał końca, już wiedziała że następnego dnia czeka praca.
Nie chodzili na spacery do parków, nie jeździli na rowerach, bo on miał motor.
Czasem w niedzielę wychodzili do galerii handlowych- tam po shoppingu w tych droższych
sieciówkach, zwykle jadali w fast foodach.
Pewnego dnia on
oznajmił że coś się zmieniło i dusi się w tym związku, że ona go przytłacza. Rozpaczała,
ale pozwoliła mu odejść. Nie miała wyboru. Wypowiedzieli umowę mieszkania, pomógł się jej wyprowadzić i
następnego dnia chwalił się nową dziewczyną na Fb. Czy mocno ją to
dotknęło? To chyba jasna sprawa. Pojechała do rodziców na parę dni by
ochłonąć, nie pomogło tyle wspólnych miejsc, dobrze że mama pochowała wszystkie
wspólne zdjęcia. Psychicznie rozwalona, bez żadnych znajomych, straciła
poczucie własnej wartości i małymi krokami zaczęła budować nowe życie. Jak na
„traumę”, którą przeżyła, dość szybko się „ogarnęła”. W chwili obecnej dużo
silniejsza emocjonalnie twardo stąpa po ziemi, ma wielu znajomych i przyjaciół, trochę podróżuje,
zmieniła pracę i mocno koncentruje się na rozwijaniu zainteresowań i pasji.
Wie, że jeszcze dużo przed nią. Może w tych pierwszych miesiącach szukała na
siłę nowego związku, odpuściła teraz jest szczęśliwa, - żyje tak jak chce.
Pewnie gdyby to wszystko się nie zadziało dalej w weekendy nadrabiałaby
seriale.
On? Bardzo pewny siebie, wszystko u niego dobrze,
mają sporadyczny kontakt na zasadzie "cześć, co słychać, jak w pracy?", awansował, dalej lubi gadżety.
Historia smutna, ale prawdziwa. Smutna na pozór, bo jak się później okazało, oddzielnie żyje im się lepiej. Dlaczego tak
jest, że młodzieńcza miłość jest
szalona, bezinteresowna, bezstresowa, pełna uniesień? Czy tak pięknie nie może
być przez cały okres trwania związku? NIE.
Gdy wkraczasz w prawdziwe życie nie do końca
zdajesz sobie sprawę z tego jakie problemy mogą na Ciebie czyhać u progu
dorosłości. Masz więcej obowiązków, chcesz żyć na pewnym poziomie i dostosować
się do otoczenia, ta ciągła chęć posiadania, dorabiania, bogacenia zmienia
nasze niegdyś prostsze postrzeganie bycia w związku. Żyjesz szybko,
koncentrujesz się na zarabianiu kasy, na pracy. Prawdopodobnie swoje
skumulowane frustracje wylewasz w domu na bliskiej Ci osobie, bo? Bo tak jest
łatwiej. Często wracając z pracy, nawet nie masz ochoty rozmawiać? No właśnie,
zastanów się czy nie powinno być odwrotnie. Przecież partner ma Cię wspierać, a
jeżeli chcecie przetrwać trudne momenty, musicie szczerze rozmawiać o problemach
i nie zamiatać ich pod dywan.
1 komentarze
W jaki sposób można się z Tobą skontaktować ?:) porozmawiać o postach, poznać Cię z innej strony niż tylko postów ?
OdpowiedzUsuń